coś w rodzaju Doktor Schwartzwald, albo Alpejskie Pogotowie (mówię to na podstawie fragmentów czegoś takiego, co kiedyś widziałem na Pulsie). Z jednej strony porażająco nudny, ale z drugiej to była całkiem przyjemna pocztówka. Szczególnie druga połowa - powiedziałbym że nawet ciekawa, choć nie wiem czy nie przesadzam.
Bo pierwsza połowa była jak porno bez momentów. A właściwie - soft porno.
Cała ta telenowelowość oznacza też, że film jest niemożebnie płytki, ale za to tonie w poetyckości przez co sprawia wrażenie głębokiego.
Teksty w stylu "-chyba się w tobie zakochałem. - nie zapala się świecy w pokoju pełnym światła" albo
"-nie lubię takich komplementów. - a jakie lubisz? - chciałabym, żeby ktoś mi powiedział, że pięknie się modlę" były dość zabawne, żeby zrujnować tę głębię i ostatecznie potwierdzić, że mamy do czynienia z telenowelą. Choć zgrabną i ładną.
I w ogóle, Malkovitch wyglądał jak gwałciciel przez cały film.
Chyba sobie zobaczę jakąś taką telenowelę, bo zawsze dotąd myślałem, że Niemcy nie należą do najsubtelniejszych ludzi...; a niestety, trzeba mieć sporo wrażliwości, żeby dobrze odebrać ten film.
Ja uważam, że po prostu tego filmu nie zrozumiałem, bo brakuje mi doświadczenia życiowego. Widzę natomiast, że ten film coś przekazuje, niestety na razie nie umiem tego wyciągnąć z filmu.
Ja oglądam filmy Antonioniego od lat 60-tych i nadal ich nie rozumiem... ale wciąż mnie fascynują.
Polecam eurpejskie kino - zwłaszcza Włochów i Francuzów - z lat 60-tych i 70-tych.